wtorek, 16 czerwca 2015

"Czas" - PROLOG


- Nie potrafię cię rozgryźć...
- Słucham? - Spojrzałam na Maxona i ściągnęłam brwi, próbując skupić się na tym co do mnie mówił. - Mógłbyś powtórzyć?
Wyglądał jakby się wahał, jakby próbował ważyć każde swoje słowo zanim je wypowie, była to miła odmiana po Johnie, który nigdy nie zastanawiał się nad tym co mówił, czy robił.
- Chciałem się tylko zapytać, czy nie potrzebujesz pomocy. - Pokiwał głową, jak te plastykowe pieski z samochodów, a ja uśmiechnęłam się.
- Chyba potrzebuję, niezbyt dobrze mi idzie - przyznałam i usadowiłam się wygodniej na krześle. Obszedł cały stół i nachylił się nade mną, by lepiej przyjrzeć się wydrukom z komputera, nad którymi siedziałam już drugą godzinę. Zapach jego wody kolońskiej unosił się w powietrzu, a jego długie palce śledziły kolumny cyfr wydrukowanych na papierze. Odchrząknęłam cicho, próbując zebrać myśli.
- Tu masz błąd - powiedział wskazując odległość Syriusza B.
- Niemożliwe! Za kogo mnie masz, bym zrobiła taki kardynalny błąd? - żachnęłam się, ale i tak przyjrzałam się uważniej. Faktycznie miał rację. Westchnęłam z rezygnacją, rzucając na ławkę swój ulubiony długopis.
- Uspokój się, bo robisz się zielona - zażartował i przeszedł na drugi koniec pomieszczenia. - Zaraz zniszczysz całą Salę Astronomiczną.
- Ha, ha, ha. - Zrobiłam skwaszoną minę. - Panie Miller, kunszt twojego żartu powalił mnie na kolana. - Zaklaskałam parę razy, na co on wzruszył jedynie ramionami i z fałszywą skromnością powiedział:
- Co mam na to poradzić? To mój wrodzony talent. - Skłonił się przed niewidzialną publicznością i w tym samym momencie rzuciłam w niego długopisem. Nie wiedziałam jak, ale jakimś cudem udało mu się go złapać.
- Masz dobry refleks - stwierdziłam nie po raz pierwszy. Odwrócił się do mnie tyłem i stukając moim długopisem po grzbietach książek zaczął czegoś szukać.
- Myślę, że jest normalny, może powyżej przeciętnej - stwierdził cicho, jakby nie chciał dłużej ciągnąć tego tematu. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do niego, wciąż trzymając kartki, nad którymi pracowałam.
- Na pewno lepszy niż mój. - Zaśmiałam się cicho, a on mi zawtórował. Co do tego musiał się zgodzić.
Wzięłam od niego długopis i skreśliłam odległość Syriusza B. Jak to się stało, że pomyliłam się w czymś takim? Teraz musiałam poprawić cały układ gwiezdny, który robiłam na zaliczenie w przyszłym tygodniu. Niech to szlag!
Zdenerwowana złożyłam kartki na pół i włożyłam do biurka. Pośpiesznie zebrałam z jego blatu kubki po kawach ze Starbucksa oraz tekturowe pudełko po ciastkach mojej mamy, a następnie wrzuciłam je do kosza obok. Odwróciłam się, by znaleźć coś jeszcze do wyrzucenia.
Sala Astronomiczna, szumnie nazwany tak strych liceum ogólnokształcącego w Georgii, prezentował się nad wyraz przyjemnie. Nawet pomimo walających się po podłodze kartek z wydrukami nocnego nieba oraz leciwych plakatów astronautów przyczepionych do ścian kilka pokoleń temu.
Przeciwległą ścianę tworzył rząd dużych okien, które powodowały niezwykły upał w dzień, ale równocześnie dawały możliwość stworzenia idealnego obserwatorium astronomicznego. Obok okien stały trzy teleskopy, a za nimi, na środku sali znajdowała się ławka mogąca pomieścić cztery osoby.
Gdzie stałam ja, znajdowało się biurko i trzy, ogromne regały na książki.
- Ziemia do Verveine. - Maxon pomachał mi przed oczyma ręką, a ja gwałtownie zamrugałam. - Właśnie się pytałem, czy na dziś skończyłaś, bo jeżeli tak to zapraszam cię do Burger Kinga na późny obiad, co ty na to? Ja stawiam.
Zamyśliłam się. Nie było sensu już tutaj ślęczeć, poza tym zapowiadano dziś duże zachmurzenie, więc jakakolwiek obserwacja była chybionym pomysłem. Był piątek, a po ostatniej kłótnio z Johnem zastanawiałam się, czy w ogóle byliśmy jeszcze parą. Spojrzałam na uśmiechniętą twarz Maxona, którą pokrywał kurz książek. Otarłam mu go z policzków i czoła, on lekko się zarumienił, a następnie, chwycił moją dłoń. 
W te samej chwili, zadzwonił mój telefon wygrywając Somebody to Love Jefferson Airplanes. 
Gwałtownie puścił moją rękę, odwracając się tyłem do mnie i udał zainteresowanie jedną z książek. 
Zanim odebrałam, spróbowałam wyrównać oddech. Położyłam swoją rękę na czole, nie wiedząc sama co robię. Następnie przesunęłam na ekranie zielony znaczek słuchawki. 
- Cześć kociaku, gotowa na piątkowe szaleństwo? - zapytał po drugiej stronie John, a ja, pomimo naszych ostatnich kłótni, poczułam miłe ciepło.
- Nie wiem, czy powinnam. Poza tym, jestem już z kimś umówiona. - spojrzałam przelotnie na Maxona, który nadal stał z nosem w książce, ale byłam niemal pewna, że bacznie się przysłuchuje. 
- Daj spokój. Wiem, że ostatnio pomiędzy nami się nie układa, zwłaszcza odkąd kręci się wokół ciebie ten Miller, ale daj mi jeszcze tę jedną szansę. - Wyczułam w jego głosie błagalną nutę i niemal widziałam jak leży w łóżku i przeczesuje swoje brązowe włosy, jak zawsze kiedy się denerwował.
- Daj mi chwilkę. - Zakryłam dłonią ekran i odwróciłam się w stronę Maxona z najbardziej proszącą miną, na jaką było mnie stać. Tym razem, nie stał do mnie tyłem, ale przyglądał mi się ze ściągniętymi brwiami. Pomiędzy nimi zrobiła mu się bruzda. Zamrugałam kilka razy, tak jak to robią w kreskówkach, aż w końcu westchnął lekko i pokiwał głową. 
Posłałam mu swój najbardziej uszczęśliwiony uśmiech i następnie wróciłam do rozmowy. 
- Bądź po mnie o szóstej.
- Dla panienki wszystko - stwierdził John, a następnie się rozłączył. Z uśmiechem na ustach podeszłam do ławki i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Może jeszcze uda mi się wstąpić do Roxanne, miałam wrażenie, że ostatnio mnie unikała. 
- Miłej zabawy - rzekł Maxon, a ja odwróciłam się na dźwięk jego słów. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazł się tuż za mną. Kiedy przytulił mnie na pożegnanie, zdążyłam szepnąć mu do ucha, że dziękuję, a następnie ucałować go w policzek. 
- Do zobaczenia w poniedziałek! - krzyknęłam, kiedy znajdowałam się tuż przy drzwiach. Nie mogłam wtedy wiedzieć, że poniedziałek nigdy nie nastąpi. 

2 komentarze:

  1. Wo wo wo no widzisz Ty mnie również potrafisz oderwać tym razem nie od snu a od pracy :D zresztą nie nowość to , nie. Jestem zaciekawiona na max(ona :p). Zaskoczyło mnie że czasy współczesne bo zanosiło mi się na jakieś osiemnaste wieki ale wtedy chyba nie mieli starburksow i burger kingow :D i jak to poniedziałek nie nadejdzie jak to???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starbucks i Burger King jako nieodłączny zestaw ucznia amerykańskiego!

      W takim razie jest mi miło i motywuje mnie, to by dodać kolejną część :D

      Usuń